I po świętach :-)
U mnie ostatni tydzień mocno intensywny. Odświeżanie kuchni przeciągnęło się maksymalnie, przez co nie miałam czasu nawet żeby tu zajrzeć. Jeszcze w dzień wigilijny wieszaliśmy ostatnie półki. A gdzie gotowanie?
No ale jakoś się wyrobiłam.
A druga sprawa że nie musiałam się spieszyć bo właściwie w ostatniej chwili tesciowie zadzwonili że nie przyjdą bo..... 17:00 to dla nich za późno :]
Bez komentarza.
Tak więc pierwszy dzień świąt odpoczynek i totalne lenistwo :-) A wczoraj miło pobiegane w słońcu i mrozie. Odrobina śniegu i oblodzone chodniki. Od razu mi się przypomniało jak rok temu wyrżnęłam w lesie na zasypanej śniegiem zamarzniętej kałuży
Lubię zimę :-)
Udało się nie objeść za bardzo na święta. Nigdzie nie byliśmy. A w domu tylko wege bigos, sałatka porowo- buraczkowa, mały sernik i strucla makowa. No i pasztet z soczewicy :-) Nawet na obiad poprzestaliśmy na zupie grzybowej.
No dobra. Może dzisiaj jakieś pieczone ziemniaczki z surówką? :-)
P.s. Jestem zła na decathlon :/ tydzień przed wigilią zawiozłam rower do serwisu. Miał być za 2-3 dni. Po 5 dniach zadzwoniłam z pytaniem co i jak. Pani nic nie wiedziała ale jak przyjdzie pan od serwisu za 2 godz. to oddzwoni. Nie zadzwoniła. Mija kolejny tydzień a ja dalej nic nie wiem :/ Ok, rozumiem jest po świętach, ale jak nie zadzwonią do poniedziałku to.... wrrrrrrrr.....
Gaju, nieciekawie z tą nogąale jak boli to rzeczywiście lepiej odłożyć ruch i nie forsować bo może być gorzej.
Eeee... taką choinkę to ja też mam. Ale mi chodzi o taką jak na zdjęciu, które Wam wkleiłam. Nie znoszę brody u chłopa, ale na bezrybiu i rak ryba więc niech będzie i broda. Kwestia negocjacjiTaką choinkę chcę!
A Tomek mnie wkurza. Już go nie lubię. Za bardzo chyba lubi posiadać. A ja nie jestem na własność. Tyle.
Święta minęły bez większych zgrzytów. Eks-męża olałam totalnie. Pojechałam do siostry w Wigilię i zostałam do poranka drugiego dnia. Potem wpadłam do ojca i czarownicy na małą kawę i kawałek ciasta. I tyle było Świąt.
Kasiu, ja rozumiem Twoją postawę i bardzo Ci jej zazdroszczę. U mnie problem polega na tym, że na wiedźmę nie bardzo mogę się tak ostatecznie wypiąć bo... no wszystkie sprawy około-Bryśkowe itd. Nie wiem jak bym sobie poraziła sama. Musiałabym Brychę przenieść do szkoły u nas na wsi, żeby mogła sama wracać do domu. A na to nie mogę sobie pozwolić z wielu wielu powodów. Choćby moje służbowe wyjazdy, z których często nie mogę się wymiksować. Choćby indywidualne nauczanie. Nasza wrocławska szkoła jest do tego mega przygotowana i taka opieka i wsparcie jakie mamy od nauczycieli, pani dyrektor i pedagogów to coś co należy cenić i trzymać. Dlatego znoszę fochy mamusi-teściowej bo co mam zrobić?
Pati, dobrze jest! A grzywa super!!! Dobrze, że nie musicie oglądać mojego gołego zadu bo naprawdę żal...
Wiecie co? Napisałam ostatnio na endo, że nienawidzę biegania. To taki żarcik był, bo się umęczyłam w ten wiatr i naprawdę klęłam pod nosem jak biegłam, że po co mi to i w ogóle. Znacie ten stan. A po bieganku to cudowne uczucie zadowolenia z siebie i błogostan zmęczeniowy.
Ale jak poszłam biegać w sobotę to po bieganiu już nie było radochy. Naprawdę. Nic. Bieganie nie robi mi frajdy. Jestem taka słaba, że nie umiem się cieszyć biegiem. Nie chce mi się wychodzić z domu na bieganie. Nie chce mi się robić ćwiczeń od fizjo. Dopadło mnie całkowite zniechęcenie. Do tego nadal mam jakieś napięcia w tym jednym udzie i to mnie dodatkowo dołuje. Najchętniej odpuściłabym bieganie całkiem. Może na wiosnę coś się zmieni.
Ale... wizja olania ślężanskiego budzi mnie w nocy. Mam wewnętrzny przymus, żeby tam pobiec. Ciągnie mnie tam jak cholera z niezrozumiałych przyczyn. Mam gdzieś maraton, serio. Ale ślężański nie daje się wygonić z głowy. Problem tylko w tym, na razie to 5km mnie wykańcza. Nie jestem w stanie przebiec więcej. Nienawidzę takiego stanu!
Ostatnio edytowane przez wisienka_z_tortu ; 29-12-2014 o 10:01
Eee takiej choinki to i ja nie mam ;D
Nooo fajna grzywka Pati. Słyszałam, że do domu wracasz? Ciekawam dlaczego i co w ogóle słychać. Nie ma Cię i nie ma
Fajnie, że się wyszalejecie na sulwka bo my to tak bardziej spokojnie i kameralnie hehe...
A propos sylwka kto będzie, co robimy, co kto chce przywieźć bo nie wiem co ja mam zrobić?
Planowałam sałatkę porowo-buraczkową z fasolką (może być też inna), chciałam zrobić krokieciki i barszczyk, hummus i pastę słonecznikową. I makowiec. Chybaktoś coś jakieś sugestie?
No i co do późniejszych planów jeśli chcecie na bieg pieskowy przyjechać.... Kto chętny do purkrun'u to na Wrocławskiej stronie się rejestrujecie i trzeba wydrukować sobie jakiś tam numerek czy co to tam jest (wszystko pisze), trzeba to mieć ze sobą. A na bieg z pieskami trzeba wysłać maila tak mniej więcej do 7 stycznia bo potem jest zamieszanie jak ludzie przychodzą i nie są zarejestrowani, dziewczyny mają więcej roboty i wydawanie piesków trwa zdecydowanie dłużej.
Wisienko wiesz, że kwestia zniechęcenia w trakcie biegu to sprawka lewej półkuli?Zatem trzeba pracować w czasie biegu nad prawą bo to ona nas motywuje. Zająć myśli nie biegiem ale czymś zupełnie innym. Rozglądaniem się, rejestrowaniem tego co widzisz, wymyślaniem dziwnych albo śmiesznych historii, możesz sobie nawet kawały opowiadać
A co do kondycji to mogę Cię pocieszyć, że jestem dokładnie w takim samym miejscu co Ty. Moja wydolność skacze sobie w górę i w dół. Dzisiaj na przykład była na tyle w dole, że musiałam skrócić trening o jakieś ,5 km i niestety przebieżki nie wchodziły w grę. Przy pieskach ostatnim razem ciężko mi było nadążyć za KasiąA City Trail zrobiłam z najgorszym możliwym wynikiem. Nawet na pierwszym biegu dwa lata temu nie miałam tak słabego wyniku
![]()
No ale co zrobić? Trzeba po prostu ćwiczyć. Kiedyś musi minąć ten stan. Też mnie to czasem wkurza ale z drugiej strony to taka lekcja pokory i szacunku dla własnego ciała. Nie mogę się na nie złościć że jest teraz słabsze. Kiedy mogło służyło mi dobrze. Teraz ma gorszy okres ale w gruncie rzeczy to nie wina ciała. To przypadek losowy. Widocznie tak musi być. A ja muszę się z tym pogodzić. Pogodzić ale nie odpuszczać. Nawet jak jest cholernie ciężko. Nawet jeśli do stanu euforii jest ogromnie długa droga a radocha jest pojęciem mocno względnym.
To prawda, nie miałam aż tak długotrwałej kontuzji jak Ty ale ze swojej "kostki" wychodziłam dokładnie pół roku.
Nie możesz odpuszczać ćwiczeń od fizjo. W którymś momencie musi nastąpić przełom.
Na wiosnę nic się nie zmieni jeśli teraz odpuścisz całkiem. Może spróbuj teraz marszobiegu? A jak w ogóle przedstawia się tętno podczas biegania? Mierzysz?
No i dieta. Wiesz przecież, że to co zjesz będzie Twoim paliwem.
A Ślęża... nie daj się zdominować, raczej wsłuchaj się w siebie i znajdź odpowiedź dlaczego i co Cię tam ciągnie. Może to coś zupełnie innego?
No i w ogóle dziewczyny gdzie Wy jesteście?????![]()
ja tylko na minutkę co do Sylwka
Biorę kawę, mleko sojowe i jeśli zdążę to upiekę pszenne chleby razowe sztuk dwie.
Jeśli mi się nie zapomni to wezmę ogórki musztardowe.
I piernik. I makowiec. (ale wiecie, nie wyszedłpłaski
Więc Yo możesz robić.)
A jak przyjedziemy to pojedziemy na zakupy dodatkowe.
Yo, super rzeczy robisz. Wisienka też ma niespodzianki pyszneZ radością powitam sałatki wszelkiego rodzaju. Może zrobimy jeszcze jakąś? Bo czuję, że po tym pobycie w górach mam śmietnik taki, że aż boli. I z chęcią przeszłabym na niejedzenie. I będę chodziła w golfie chyba, bo jestem wysypana na potęgę...
I choć na święta byłam ładnie płaska w brzuszku, tak teraz jestem ładnie wypukła![]()
Zaraz zerknę w przepisy i może znajdę jakąś jeszcze sałatkę. A będziemy jedli coś z kaszą? A, czekaj, J nie lubi... A jak dam jaglaną do sałatki jakiejś (nie wiem jeszcze jakiej)?
Dobra, kończę pisanie, bo coś jestem rozbita niemiłosiernie... Trzy dni. Trzy dni i czuję się w strzępach. Zapomniałam rano wziąć leki, ale jeden raz nie wzięcie nie powinno mieć takich efektów. Dwa dni - owszem, ale jeden nie.
Musiałam tekst cały przejrzeć i pokasować mroczne widzenie świata.
Tydzień nie biegania.... Skurcze w łydkach... Nienawidzę nie biegać. Nawet z bolącym kolanem. Nawet jeśli nie mogę dużo. Ego zostawiam w kieszeni. Nie zależy mi na prędkości, na zawodach. Naprawdę, w tym właśnie momencie tak to czuję. Uświadomiłam to sobie wczoraj jak byłam w saunie. To ciepło rozchodzące się po mojej nodze, po moim kolanie. Rozciągałam się w saunie i czułam się bosko. Czułam serdeczność do mojej nogi. Do mojego pasma biodrowo-piszczelowego. Kocham saunę. Zależy mi, aby odczuwać to jak bardzo kocham moje ciało, jak jestem mu wdzięczna, że w ogóle poruszam tymi nogami.
Kolano po saunie przestało boleć. ...
Zaczęło ponownie po tym jak przemarzłam..., uwaga, uwaga..., w aucie......
Idę się wykąpać w soli. Potrzebuję detoksu.
Postaram się jutro po ludzku odpisać.
Catt!!! Jak przeczytałam o twojej dyszce to taki mi się jakoś radośnie zrobiło i tak smutno jednocześnie. To dało mi do myślenia, że coś jest nie tak w moim myśleniu i postrzeganiu tego mojego biegania i mojego bólu kolana. nie będę już pisała co i jak, bo potrzebuję się wykąpać bardzo. Super, że miałaś piękną dyszkę
Szybko w sprawie sylwestra.
Ja przywiozę muffinki bananowe z czekoladą, paszteciki z ciasta francuskiego ze szpinakiem i pasztet z ciecierzycy, soczewicy i warzyw. Wszystko bez jajek, żeby Kasi nie zaszkodziło. Do tego wrzuciłam do torby makaron z zapasów i kawę żołędziową dla Was na spróbowanie.
Zmykam się pakować.
Jakby coś to proszę smskiem.
Święta minęły, Sylwester też a tu dalej pusto.
Czas się rozruszać w końcu!
Do roboty! Nie śpimy i nie obrastamy tłuszczem!
Od jutra zaczynam 30-dniowy odwyk od słodyczy oraz dla wprawy wyzwanie 30-dniowe przysiadów. Ktoś się chce przyłączyć?
Od jutra postaram się wrzucać michę i plan. Postaram się - bo mam jutro sporo spraw do załatwienia. Rano wizyta kontrolna w szpitalu z Juniorem, potem zakupy (duużo zdrowego żarcia), potem po rower, a wieczorem obejrzeć meble dla Juniora. A jeszcze muszę gdzieś w to wszystko wcisnąć trening
Poza tym, że będę tutaj, założyłam sobie piękny wielki zeszyt-dziennik fitnessowy gdzie już mam ogólną rozpiskę na cały rok (tak, tak, postanowienia, nigdy ich nie pisałam, może w końcu jeste ten czas?) oraz na pierwszy miesiąc. Tabelki i tym podobne. Będzie kolorowo i motywacyjnie. Będę sobie pisać dobre sprawy i plusiki oraz marudzić w trudnych chwilach (takie bardziej intymne moje własne przemyślenia)
Jutro robię też oficjalne ważenie (o zgrozo!) i pomiary.
Nie ma na co czekać! Trzeba pracować!
![]()
Ale jak to odwyk słodyczowy? Chciałam przywieźć wegańskie muffiny z mielonych orzechów a tam muszę czymś trochę posłodzić :/
Jak się zapisać na pieskowo?
Ostatnio edytowane przez wisienka_z_tortu ; 04-01-2015 o 22:42
Wrzuć daktyle i banana
Do piesków podam maila jutro bo muszę poszukać.
Daktyle nie będą liczone jako słodkie? No to luzik![]()